Ósmego marca 1656 roku trwa zaciekła bitwa na szańcach w rejonach Wilkowic i Mikuszowic z wojskami szwedzkimi. Wielokrotnie to opisywaliśmy i właśnie w tym roku przypada 360 rocznica tej krwawej bitwy. Wiemy, że wojsko królewskie, a szczególnie hajducy zostali rozbici i część żołnierzy uciekła do lasu, część schroniła się po domach w Wilkowicach i Mikuszowicach, a część polskiej jazdy konnej wycofała się w stronę Żywca i okolic. I oto znaleźli się ludzie, którzy opowiedzieli nam jeden incydent z tej bitwy.
Tę historię opowiada nam pan Stanisław Kwaśny, rzeźbiarz z Mesznej. Została ona zasłyszana od pana Kazimierza Pietraszki z Buczkowic, rzeźbiarza, który wielokrotnie brał udział w organizowanych konkursach rzeźbiarskich przez różnych wystawców, a także i naszą wilkowicką bibliotekę. Pewnego wieczoru opowiedział mu skąd się wziął stary kamienny krzyż w Mesznej przy ulicy Polnej, nad potokiem, w miejscu zwanym „dołkiem”. Krzyż stał bardzo długo, tak, że niektórzy mieszkańcy zapomnieli o jego historii. W końcu w trakcie prac budowlanych przy drodze, które wykonywały tam różne ekipy, ktoś krzyż potrącił, a przejeżdżające samochody dokonały dalszych zniszczeń. W tej chwili krzyż już nie istnieje. Nie zostały nawet fotografie. Być może ktoś z Państwa ma takową. Bardzo prosimy o przekazanie. Ślad po krzyżu zaginął, chociaż niektórzy mieszkańcy Mesznej go pamiętają. Według opowieści pana Pietraszki w tej straszliwej bitwie w 1656 roku zginęło wielu żołnierzy zarówno po stronie polskiej jak i szwedzkiej. Żołnierze polscy musieli się wycofać, a rycerze szwedzcy zaciekle ich gonili. Krzyż powstał w miejscu, w którym rozegrał się pojedynek pomiędzy uciekającym na koniu młodym szlachcicem polskim, a goniącymi go trzema żołnierzami szwedzkimi. Oficer polski był ranny i ledwo mógł podołać ucieczce. W miejscu, w którym stał krzyż, dopadli go i rozegrała się walka, w której nasz oficer zabił jednego Szweda, a dwóch pozostałych Szwedów poważnie poturbował. Zdążył się wywinąć, skoczył na swojego konia i pognał w kierunku Buczkowic i Szczyrku. Kiedy dwaj poturbowani Szwedzi się pozbierali, wsiedli na konie, to on już był daleko w przodzie. W tym czasie na polach były duże ilości śniegu i goniący go żołnierze szwedzcy po tropach jechali za koniem i rannym młodym szlachcicem. Polak dotarł bardzo zmęczony i wycieńczony do pierwszych zabudowań w Buczkowicach. Te zabudowania były w pobliżu dzisiejszego mostu, gdzie jest przystanek w chwili obecnej „Buczkowice Tartak”, koło Energoaparatury. Tam na stokach na skarpie były pierwsze drewniane zabudowania. Nasz rycerz dotarł tam i wycieńczony spadł z konia. Dostrzegli go mieszkańcy. Buczkowianie widząc, że jest to polski żołnierz, ranny, ledwo żywy schowali go w domu, a konia pogonili w stronę Szczyrku. Jadący za nim Szwedzi po śladach końskich kopyt dotarli aż do Szczyrku Biłej. Ponieważ było już późno znaleźli tam góralską chatkę i tam się zakwaterowali. Górale z tamtych domów troskliwie zaopiekowali się nimi, rany wyleczyli. Szwedzi po powrocie do zdrowia postanowili osiedlić się. Podobały się im miejscowe góralki. Do tej pory jak Kazimierz Pietraszko opowiadał, w tej okolicy przez długie lata tamto miejsce nazywali ludzie „do Szwedków”. Tam do tej pory jeszcze rodzą się potomkowie wikingów o blond włosach i niebieskich oczach.
Po kilku latach polski szlachcic o nazwisku Seeman, jak powiadają znad Pomorza, odnalazł syna w Buczkowicach. Odnaleźli się i serdecznie przywitali. Ojciec usłyszawszy tę niesamowitą historię obdarował mieszkańców tych domów sowicie, a w miejscu gdzie syn jego stoczył walkę postawił pomnik. Ten właśnie wspomniany krzyż, o którym po latach zapomniano, a który symbolizował tę zaciekłą walkę o życie młodego szlachcica polskiego z trzema doskonale wyszkolonymi Szwedami. Po młodym szlachcicu w niektórych rodzinach zostało nazwisko Zeman lub Zemanek.
Niedobrze się stało, iż symbol tej walki ze Szwedami z XVII wieku uległ zniszczeniu w XX wieku i ślad po nim zaginął. Pozostała jednak po nim piękna opowieść. Proszę pamiętać, tu byli żołnierze, patrioci, którzy zaciekle bronili swojej ojczyzny – Polski. Opowiadał Stanisław Kwaśny – rzeźbiarz, a wysłuchał go i przelał na papier Władysław Wala.