Urwana historia jednego ze starszych sportowców Wilkowic

Opublikowano 4 października 2016, wtorek o 11:52.

Prawie każdego września nasz kolega w młodości za czasów szkolnych wybierał się do szkoły. W tym roku pierwszego września około godziny 14:00 niestety zakończył życie. Pan Józef Straub był kiedyś barwną postacią (gniewnych młodych ludzi Wilkowic). Urodził się 14 lipca 1948 roku w Wilkowicach, tam również uczęszczał do szkoły podstawowej. Następnie ukończył zasadniczą szkołę zawodową w Bielsku-Białej. W fabryce armatur uzyskał tytuł ślusarza remontowego. Szkołę ukończył 24 czerwca 1965 roku. Był doskonałym fachowcem. Nie było maszyny, której by nie naprawił. Pracował w Befie i Fiat Auto Poland. Ożenił się z Kasią Frydel 8 listopada 1969 roku, która urodziła mu dwoje dzieci: Grzegorza i Magdalenę. Był niesamowitym sportowcem. Bardzo pięknie jeździł i skakał na nartach. Jeszcze w zeszłą zimę na stokach Austrii i Słowacji ludzie podziwiali go za świetny styl i postawę narciarską. Był jednym z lepszych wychowanków trenera skoczków, którego popularnie zwano „dziadkiem” Klimą. Skakał z Tadkiem Pawlusiakiem, Andrzejem Rabiaszem i Zbyszkiem Holą. W letnim okresie doskonale grał w piłkę, był wybijającym się zawodnikiem LZS Wilkowice do czego zobowiązywała go przynależność do piłkarskiej rodziny Straubów: Ojciec Jan, po wojnie jeden z lepszych zawodników Wilkowic, a dwaj bracia zrobili karierę na Śląsku: Józef Straub – doskonały zawodnik Viktorii Jaworzno, Aleksander Straub – również grał w klubie piłki nożnej. Józef miał niesamowite zacięcie sportowe. Na wyjazdy na mecze nie było pieniędzy i płaciliśmy ze swoich kieszonkowych. Była raz taka sytuacja: w jedną niedzielę mieliśmy mecz z Brenną. Poprosiliśmy kierowcę z piekarni „Bystrzanka”, aby podwiózł nas chociaż do Szczyrku, a ze Szczyrku dotarliśmy biegiem przez góry do Brenny. Ponieważ była ładna pogoda, ciepło, świeciło Słońce, po drodze piliśmy wodę ze źródeł górskich. Józef przy dużym zmęczeniu nieopatrznie napił się więcej tej zimnej wody i przypłacił to zdrowiem. Chorował przez około rok i to zakończyło jego piłkarską karierę sportową. My, byli zawodnicy, zawsze wspominamy bramkę jaką strzelił na boisku LZS Komorowice (później Podbeskidzie) z pełnego biegu z 40 metrów w samo okienko, tak że bramkarz Wróbel (również historia długoletniego bramkarza Komorowic) nawet nie drgnął, tylko wzrokiem odprowadził piłkę, która wpadła w okienko. To była piękna bramka, którą długo wspominali kibice Komorowic i sami zawodnicy. Śp. Józef miał jeszcze jeden talent, a mianowicie pięknie śpiewał drugim głosem w zespole, który działał w Wilkowicach w latach 65-75. Nie wszyscy pamiętają już jakie piękne były koncerty na skwerze w Wilkowicach. Początkowo ludziom się nie podobało się to nocne śpiewanie, ale potem nawet otwierali okna i prosili nas żebyśmy jeszcze coś zaśpiewali. W zespole tym występowały Ewa Strzelczyk (śpiew), Krystyna Midor (śpiew), Andrzej Rabiasz (śpiew, gitara), Władek Wala (śpiew, gitara) i Józef Straub (śpiew). Jest pewne gdyby ktoś zainteresował się tą grupą zdobyłaby ona dobrą renomę na Podbeskidziu. Józek i Kasia wychowali Grzegorza (prowadzi przedsiębiorstwo w Gorlicach) i Magdalenę (pełni funkcję kierowniczą na Poczcie Polskiej w Bielsku-Białej). Z rachunku wynika, że zabrakło im trzech lat do pięćdziesięciolecia pożycia małżeńskiego. Szybko przebiegł ten czas od młodości do chwili śmierci, ale my, koledzy, zawsze wspominamy go jako solidnego kolegę, na którym można było polegać. Szkoda, że tacy ludzie tak szybko i bezpowrotnie przemijają.

Józek, na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci.

W imieniu starszych kolegów narciarzy i piłkarzy.

Cześć jego pamięci.