27 maja przy słonecznej pogodzie, o którą żeśmy tak bardzo prosili (pamiętamy, że od dwóch tygodni lało), zebrały się tłumy i o godzinie 10:00 odbyła się już piąta inscenizacja bitwy polsko-szwedzkiej. Szczególnie korzystnie wyglądały wilkowickie błonie (to znaczy polana przy ul. Harcerskiej, która aż prosi się aby w przyszłości zrobić tam amfiteatr lub samochodowe kino letnie). Jak już w tradycji, na początku wystąpiła młodzież ze Szkoły Podstawowej pod batutą pani Marii Prostak. Dzieci zagrały również na rzadkim instrumencie, który my preferujemy tj.” fletni Pana”. Widać całoroczną pracę z młodzieżą i to samo można powiedzieć o młodzieży z gimnazjum, która wystąpiła z programem wokalno-artystycznym. Programu tego nie powstydziłyby się profesjonalne zespoły muzyczne. Było śpiewnie, uroczyście, a nawet wesoło. Narrator z gimnazjum przeczytał fragment „Monografii Gminy Wilkowice” napisanej pod redakcją Przemysława Stanko, który przekonał, że bitwa na szańcach polsko-szwedzkich była faktem i obrona króla polskiego odbyła się na pograniczu wsi Wilkowice i Mikuszowice (w dorzeczu rzeki Skleniec i Białej), co później o godzinie 12:00 przedstawiły grupy przebrane za żołnierzy wojska szwedzkiego, mieszczan żywieckich, szlachty polskiej, górali i chłopów wilkowickich i mikuszowickich. Inscenizacja przebiegła imponująco. Wspaniałe, nowe stroje zaprojektowane i uszyte przez ekipę pań pod kierownictwem Ireny Jagiełło przybliżyły nam XVII wiek, a ataki i obrona żołnierzy dała obraz jak to było w 1656 roku. Działa oraz broń palna zarówno Szwedów jak i obrońców strony polskiej były jak z filmu. Obrazowały fakty historyczne z 1656 roku. Cały występ poprzedził pokaz jazdy konnej ze stadniny koni pana Osiewicza z hotelu „Stara Szmergielnia”. Pięknie ustrojone konie, jeźdźcy ubrani w paradne stroje (straż przednia) zakomunikowali hetmanowi dowodzącemu obroną, iż zbliżają się Szwedzi i należy bronić króla. Po zakończeniu widowiska wszyscy uczestnicy oraz żołnierze zostali w pełni przedstawieni licznie zebranym obserwatorom, którzy entuzjastycznie brawami i okrzykami podziękowali za wspaniały występ. Mimo, iż zmarł śp. pan pułkownik Waldemar Jagiełło, który prowadził trzy poprzednie inscenizacje, dobrze działania wojenne przedstawił pan Adam Majchrzak – hetman z Zabrzańskiego Bractwa Kurkowego i narrator z Bielska Onufry Damek. Nad całością inscenizacji i nad uszyciem strojów czuwała żona Waldemara Jagiełły – pani Irena Jagiełło. Pisząc o tym wydarzeniu nie można zapomnieć, że wcześniej przed inscenizacją wystąpiła pani Halina Kaczmarczyk, która przybliżyła temat, wydawałoby się banalny, a mianowicie – temat jajka. Możemy sobie wyobrazić, że jajo od dłuższego czasu wzbudza emocje – co było pierwsze: jajko, czy kura? Lecz to nie o to chodzi, bo jak twierdzą niektóre legendy różnych plemion, życie na Ziemi przybyło z kosmosu w jaju (jako statek kosmiczny). Niektórzy myślą, że początki świata pochodzą z jaja kosmosu i dlatego występ pani Haliny Kaczmarczyk był interesujący i ludzie z przyjemnością go słuchali. Jest to artystka nieprzeciętna, znana w Europie i obiecała, że na przyszłą inscenizację zabierze ze sobą swoje cenne eksponaty. Było wiele atrakcji, świetnie prowadził konferansjerkę pan Olek Trojak. Wspólnie z panią Marzeną Kipiel-Sztuką tworzyli duet kabaretowy, który bawił swoimi gagami i skeczami. Pan Trojak stanął na wysokości zadania (nawet niektórych mężczyzn ogolił), a pani Kipiel-Sztuka wygłaszała swoje dowcipy i monologi, a potem ruszyła w tłum i tam dopiero się zaczęły zdjęcia i autografy. Niektórzy ośmieleni świetnym piwem, które serwowała restauracja Wirtuozeria na Błoniach (serwują i produkują jedno z lepszych piw na Podbeskidziu), bardzo przytulali się do pani Marzeny, chcąc sobie pozostawić pamiątkę po jej wizycie u nas. Pani Sztuka rozdała również masę fotografii, które podpisała, oraz podała fakt, o którym jeszcze nie wie nikt, że prawdopodobnie weźmie udział w programie „Taniec z gwiazdami”. Było wesoło, było przyjemnie, było miło i był grill z bigosem i z dobrą kiełbasą. Tym bardziej nie rozumiemy dlaczego tak szybko publiczność rozeszła się nawet przed występem pani Marzeny. Czy my już nie potrafimy tak jak nasi przodkowie bawić się pod lasem, śpiewać na majówce? Jeszcze przecież pamiętamy jak to było wspaniale i wesoło w latach sześćdziesiątych, kiedy w soboty i w niedziele tłumy odwiedzały Kaplę i szlaki Magurki. Ludzie zbierali się, strażacy zawsze potrafili wytaszczyć piwo, a muzyka kierowana przez kapelmistrza Gębalę zachęcała do tańca i wszyscy znakomicie się bawili, a smakołykiem do piwa była kiełbasa i parzona wątroba wieprzowa. To było właśnie celem majowych spotkań pod lasem. Ludzie relaksowali się, oddychali świeżością, budzącym się do życia zielonym lasem. Ktoś zapalił ognisko, ktoś zaczął śpiewać, ktoś oczywiście nie zapomniał o tańcach i zapomniał również o troskach dnia ówczesnego, a młodzi i odważni próbowali przeskoczyć ognisko. Była rywalizacja kto dalej i wyżej przeskoczy, a widzowie podziwiali ich wyczyny. Dzisiaj niestety, w większości ludzie siadają przed telewizorem, oglądają filmy lub bardziej interesujące programy, a co należy stwierdzić, a nawet występ Marzeny Kipiel-Sztuki z serialu „Kiepscy” nie potrafi ich zatrzymać. Jednak mimo to impreza była pasjonująca. Widzów była masa. Dobrze, że fakt wojny ze Szwedami w 1656 roku przechodzi nie tylko do historii, ale i również do wielkiej tradycji naszej gminy i naszego regionu. Dziękujemy za pomoc w organizowaniu tak pięknego widowiska Urzędowi Gminy Wilkowice, Starostwu Powiatowemu oraz naszym sponsorom, którzy rozumieją, że należy sprostować historyczne błędy Henryka Sienkiewicza i późniejszych historyków. Dlatego dziękujemy szczególnie panu Jerzemu Wali sp. z o. o., fundacji Klimczok, Bankowi Spółdzielczemu Bystra, Spółce Wodociągowej Wilkowice, Spółdzielni Bystrzanka, a szczególnie dziękujemy zakładowi Bulten Polska SA, bo przecież prezes pochodzi ze Szwecji i on powiedział, że taką inicjatywę zawsze będzie wspierał. Dzięki wyżej wymienionym potrafiliśmy zrobić tę imponującą imprezę, która musi w świadomości społeczeństwa zaistnieć jako fakt, że to mieszkańcy Wilkowic i Mikuszowic na rzece Skleniec i Białej w dużej mierze przyczynili się do zatrzymania nawały szwedzkiej w tak zwanym „potopie”. Podziękować również należy członkom zarządu „Wrót Beskidów” – państwu Ewie i Mirosławowi Szczepan oraz koledze Dawidowi Lorancowi, który dzielnie kierował ciuchcią beskidzką i dowoził widzów na imprezę. Podsumowując imprezę musimy stwierdzić, iż była na wskroś udana. Jak co roku imprezę zaszczycili znamienici goście: były wojewoda śląski Adam Matusiewicz, wójt gminy Wilkowice Mieczysław Rączka, wiceprzewodniczący Rady Powiatu Grzegorz Gabor, radna powiatowa Janina Janica-Piechota, starostę bielskiego reprezentowała Jolanta Konior, dyrektor GOK Agnieszka Cech. Jak zawsze nie zawiodła Anna Maślanka i Teresa Pryszcz – radni gminy Wilkowice oraz delegacja z gminy partnerskiej Kras ze Słowacji. Był rzeźbiarz Janusz Wędzicha ze swoimi rzeźbami, były stoiska z dziełami artystycznymi, ze słodyczami i z watą cukrową. Dobrze sprawiła się również brygada Bogdana Ślusarczyka i o dziwo proszę sobie wyobrazić, ani razu nie zabrakło prądu. Ci ludzie, którzy zostali na występ Marzeny Kipiel-Sztuki i Olka Trojaka bawili się dobrze i tak wszyscy w doskonałych nastrojach rozeszli się do domów życząc, aby udało nam się taką imprezę zorganizować na przyszły rok.
Władysław Wala