Dzik – czy jest bardzo zły?

Opublikowano 27 października 2014, poniedziałek o 11:43.

W ostatnich latach nie tylko w naszym rejonie, ale również w całej Polsce pojawił się problem nadmiernej populacji dzików. Oglądamy nawet w telewizji jak dziki bezkarnie buszują w miastach i we wsiach po śmietnikach. Widać z tego, iż staje się to problemem w Polsce. Do sołtysa Wilkowic, pana Ryszarda Rączki również docierają zgłoszenia o dewastacjach i szkodach wyrządzonych przez dziki. W związku z tym, iż jest to również problem gminy Wilkowice, postanowiliśmy zająć się tym tematem. Sołtys mówi, że pojawiają się w większych ilościach niż w tamtym roku i że zaczyna to być kłopotem i u nas. Gromady dzików stają się coraz odważniejsze, siejąc straty i panikę wśród ludności. Zapytaliśmy pana prezesa zarządu koła łowieckiego „Klimczok” Buczkowice mgr inż. Wojciecha Dobiję oraz pana Jana Pawełka członka zarządu koła „Klimczok” w Buczkowicach jakie zależności w przyrodzie spowodowały, że zwiększyła się populacja dzików, jak się przed nimi chronić i jak temu problemowi zaradzić.

Wojciech Dobija:
Pojawił się rzeczywisty problem z dzikami. Problem ten dotyczy całego kraju w różnym nasileniu . Niepokoi nas to zarówno jako mieszkańców gminy w aspekcie szkód jakie ponoszą nasi sąsiedzi. Jako myśliwych nurtuje nas pytanie jakie przyczyny spowodowały znaczący wzrost populacji dzików. Osoby kompetentne w dziedzinie wiedzy łowieckiej i przyrodniczej nie dają dzisiaj jednoznacznej odpowiedzi. Praktycy łowiectwa zwracają uwagę na większe niż dotychczas niepokojenie zwierzyny przez ludzi w ich naturalnych ostojach, lepsze warunki bytowania, łatwy dostęp do karmy. Zmiany w strukturze rolnej jakie się dokonały, idące w kierunku rolnictwa wielkoobszarowego tj. uprawiające głównie kukurydzę i inne uprawy roślin przemysłowych spowodowały, że zwierzyna ma karmy pod dostatkiem. W chwili obecnej kończą się żniwa kukurydzy. Po żniwach dziki udadzą się w rejony leśne. Trzeba powiedzieć, że kompleks Skrzycznego, Klimczoka, Szyndzielni i Baraniej Góry „ chłonie „ zwierzęta w kompleksy leśne, bo na polach nie ma się gdzie schronić chociaż, jak można zauważyć, nasz lasy to już nie te, jakie były kilkanaście lat temu.

Doświadczenia ostatnich lat dowodzą , że każdy winien chronić się sam. Jeżeli ktoś buduje dom w bliskiej okolicy lasu, to musi uwzględnić fakt, że może być nękany przez zwierzynę dziko żyjącą. Zamierzamy wystąpić do burmistrzów i wójtów gmin o to, aby w zezwoleniach na budowę, czy wskazaniach lokalizacyjnych ujawniano, iż teren, na którym ma powstać budowa, może być narażony na szkody zwierzyny dziko żyjącej. To obywatel, który buduje, musi w planach uwzględnić wykonanie odpowiedniego ogrodzenia posesji. Grodzenie wokół domu żerdziami, siateczkami nic nie daje. Locha, która szuka pokarmu, takie słabe ogrodzenia pokona. Zalecamy również zbierać w ogrodzie wszelkie spady jabłek i innych owoców, w tym szczególnie z sadów nieogrodzonych, bo to stanowi naturalny żer dla zwierząt, one to czują z kilkuset metrów. Również tu i ówdzie wyrzuca się inne roślinne i spożywcze odpady co powoduje, że ściąga się tę zwierzynę blisko zabudowań. Nie znam przypadku, aby dziki stwarzały zagrożenia dla ludzi, ale należy zwrócić uwagę, że w okresie wychowywania przez lochy małego potomstwa zwierzęta mogą być groźne. Wtedy do tych zwierząt nie należy podchodzić, a tylko próbować je płoszyć.

Do wszystkich zdarzeń z udziałem zwierząt podchodzimy z troską i należnym współczuciem, ale nie mamy możliwości by bezpośrednio ochraniać posesje. Chronimy. według posiadanych możliwości, uprawy rolne ,które ze swojej natury nie są grodzone .Szkody te musimy szacować i wypłacać odszkodowania . I nie płacimy tego mało. W ostatnim czasie zwarte zabudowy wsi i miast zostały wyłączone z dzierżawy obwodu łowieckiego. Z punktu widzenia prawa nie są terenem łowieckim. Na terenach wyłączonych nie prowadzi się gospodarki łowieckiej i w tym polowań.
Należy pamiętać, że strzał do zwierzyny dziko żyjącej myśliwy może oddać tylko z odległości min. 200 metrów od zabudowań i to w kierunku przeciwnym do tych zabudowań. Należy pamiętać również, że zwierzęta żerują tylko w nocy, przez dzień kryją się w lesie. Zrozumiałe jest, jak trudno i niebezpiecznie jest polować w nocy.
Jan Pawełek:

Szacowania szkód dokonujemy zgodnie z obowiązującym prawem, po uprzednim zgłoszeniu szkody przez poszkodowanego, czyli właściciela lub posiadacza gruntu rolnego. W bieżącym roku sporządzaliśmy 14 protokołów z szacowania szkód, a wartość wypłaconych odszkodowań była znacznie wyższa w porównaniu do lat poprzednich. W naszym rejonie mamy pola uprawne, ale również dużo nieużytków rolnych. Na nieokoszonych nieużytkach, wysokich trawach, które niejednokrotnie występują w bezpośrednim sąsiedztwie upraw rolnych, trudno jest dostrzec dzika, a szczególnie upolować go w nocy. W znakomitej większości prowadzonych spraw odszkodowawczych i przy wykonywaniu polowań na dziki spotykamy się ze zrozumieniem, życzliwością i współdziałaniem ze strony rolników. Znane nam są inicjatywy podejmowane przez rolników w zakresie odstraszania dzików. Ta współpraca z myśliwymi daje dobre rezultaty. Z roku na rok odstrzelonych dzików mamy więcej, natomiast rezultat w odczuciu mieszkańców nie jest wystarczający.

Wala Władysław:
Jak zapobiegacie tym zjawiskom tym bardziej, że odszkodowania musicie płacić z własnego budżetu?

Wojciech Dobija:
Jest to problem. Sporo wydajemy na karmę i to nie tylko w związku z zimowym dokarmianiem, Wykładamy karmę w lesie dla zatrzymania dzikich zwierząt w rejonach leśnych, aby zwierzyna nie wychodziła na pola, jak również w rejon zabudowań – a jednak wychodzi. Znacznie zwiększyliśmy ilość odstrzelonych dzików. Dla przykładu podam, że w 2011 roku odstrzeliliśmy 20 sztuk, 2012-32, 2013-21, a w bieżących planach mamy 42 szt. Aktualne wykonanie to 34 sztuki. Występujemy do Nadleśnictwa, po uzgodnieniu z wójtami, o zwiększenie planów odstrzałów . W latach poprzednich dzik spotykany był sporadycznie. Dzisiaj siedząc na ambonie w nocy można zobaczyć i trzydzieści sztuk. Tak kiedyś było na północy kraju. W chwili obecnej nie ma zakazu odstrzału dzika, ale są plany łowieckie, na których opiera się gospodarka łowiecka. Również polowania na dziki następuje z poszanowaniem okresów ochronnych. W planie hodowlanym jest ujęte ile i jaki gatunek zwierząt można ustrzelić. Plany hodowlane są corocznie zatwierdzane przez Nadleśnictwo i uzgadniane z wójtami. To Nadleśnictwo po zasięgnięciu opinii Okręgowej Rady Łowieckiej zatwierdza plan odstrzału. Nadleśnictwo kieruje odstrzałem, bo zwierzyna w stanie wolnym jest własnością Skarbu Państwa. Warto wspomnieć że do 1998 roku w 95% szkody wyrządzone przez zwierzynę leśną pokrywały nadleśnictwa. Na skutek nowych regulacji prawnych całość szkód wyrządzonych przez zwierzynę w uprawach rolnych pokrywają koła łowieckie ze swoich środków. Źródłem dochodów naszego koła jest sprzedaż tuszy zwierzyny i składka członkowska, mogą być również wolne datki. Dlatego jesteśmy zainteresowani odstrzałem i zbywaniem tuszy zwierząt. Jest to źródło dochodów pieniężnych do wykonania naszych zadań, w tym wypłaty odszkodowań. Ponieważ widzimy, iż problem populacji dzików istnieje i zwiększa się, wystąpiliśmy do Nadleśnictwa, po zasięgnięciu opinii również Wójta gminy Wilkowice, o zwiększenie limitów odstrzału dzików. Zapewne w tym roku pozyskamy około 50 -60sztuk i będzie to ponad 100% więcej niż w roku ubiegłym.

Władysław Wala:
Jeżeli wszystkie koła złożyły wnioski o zwiększenie limitów odstrzałów czy oznacza to, że problem tej populacji zniknie i dziki nie będą grasować na wsiach i osiedlach miast?

Wojciech Dobija:
To, że dziki wychodzą na żer w osiedlach, to jak wspomnieliśmy wynika z faktu, że znajdują tam łatwą karmę. Tam się dożywiają. Proszę pamiętać, że najlepszą karmą dla dzika jest karma roślinna. Bardzo smakują im również żołędzie i bukwy, których w tym roku jest bardzo mało. Dzik ma również w swojej diecie białko zwierzęce i dlatego bardzo chętnie szuka tego białka w ziemi. Są to tak zwane pędraki, czyli istoty żyjące w ziemi. To jest powód dlaczego dzik ryje w ziemi. On nie chce zniszczyć trawników, on szuka pędraków, które są źródłem białka w diecie. Zachodzi zatem pytanie co zrobić, aby tych smakołyków było w ziemi mniej? Odpowiedź nie jest już taka prosta, ale doświadczenie podpowiada ze należałoby zwiększyć dawkę wapna w czasie nawożenia, czyli mocniej ją wapnować . Pędraki żyją w kwaśnej glebie, a na wiosnę zaczynają wychodzić z gleby. Radzimy również zbierać owocowe spady spod drzew i inne odpady żywnościowe. Niech one nie znajdują się na śmietnikach lub na innych wysypiskach, bo ściąga to zwierzynę z lasu. Proszę pamiętać, że węch zwierzęcia jest tak czuły, że czuje on karmę z odległości kilkuset metrów.

Władysław Wala:
Jak reagować, kiedy zauważy się watahę dzików?

Jan Pawełek:
Przede wszystkim schodzić z drogi, nie uciekać. Zwierzyna sama nie zaatakuje, nie należy zwierzyny atakować, zbliżać się do niej ponieważ może poczuć, że jest zagrożona. Jeżeli czuje się zagrożona lub zagrożone jest jej potomstwo – wtedy zaatakuje. Nie brać do ręki małych warchlaków, nie próbować podchodzić i bawić się z nimi. Można natomiast hukiem , głośnymi okrzykami lub w inny bezpieczny sposób przepędzić zwierzęta. Być może odejdą, ale na pewno nie zostawiać im pokarmu. Proszę zauważyć, że locha wydaje potomstwo, w którym jest od ośmiu do dziesięciu prosiaków. Dzika świnia w chwili obecnej na naszym terenie nie ma wroga, nie ma wilka, bo to wilk zawsze zmniejszał populację stada tępiąc małe dziki. Oczywiście obecność wilków spowodowałaby inne zagrożenia.

Władysław Wala:
W latach poprzednich były problemy z dużą populacją wilków czy wielką ilością gołębi w miastach. Sprawę rozwiązano. Zmniejszono populację gołębi w miastach i zmniejszono stada wilków grasujących w lasach. Dlaczego nie zrobi się tego z dzikami?

Wojciech Dobija:
My jako myśliwi nie mamy możliwości ani środków poza zwiększeniem planów odstrzałów i ich skutecznym wykonywaniem. Jeśli pojawią się inne rozwiązania zmierzające do innej regulacji populacji dzików to jedynym który może w tej sprawie cokolwiek zdecydować jest Ministerstwo Ochrony Środowiska iZN , które ustawowo zajmuje się pracami nad zrównoważeniem stanu zwierzyny dziko żyjącej.

Władysław Wala:
Z powyższego wynika, że właściwie wszyscy zainteresowani są zmniejszeniem ilości dzików na Podbeskidziu. Ludzie – ponieważ się boją dzików, rolnicy – ponieważ dziki im robią szkody, myśliwi – bo muszą wypłacać odszkodowania, władze samorządowe – ponieważ ludzie są niezadowoleni, a dodatkowo nie wiadomo kogo za to winić.

Jan Pawełek:
Tak, prawdą jest, że dziki stają się coraz odważniejsze i czują się bezkarnie. Sugerowane rozwiązania genetyczne, dla ograniczenia populacji, muszą być podjęte odgórnie, w ministerstwie. Nie mogą takich działań podjąć osoby lub instytucje niekompetentne, bo można wyrządzić straty w środowisku naturalnym. Dobrze byłoby, aby pojawiły się naciski organów samorządowych na administrację rządową dla uświadamiania istniejącego problemu. Wydaje się ważne wsparcie samorządów rolniczych.

Władysław Wala:
Czy nie można by było zrobić brygadę najlepszych snajperów myśliwych z karabinami z tłumikami, którzy interweniowali by w miastach, na osiedlach miast i wsiach, mieli by zezwolenie na kontrolowany odstrzał tych najśmielszych zwierząt, które buszują po śmietnikach? Uśpienie zwierzęcia i wywiezienie go do lasu to nie rozwiązanie problemu, ono wróci do tego samego śmietnika następnego dnia.

Wojciech Dobija:
Znamy taki kraj jak Szwecja, gdzie są powoływane grupy myśliwych ze specjalnymi uprawnieniami które strzelają dzikie zwierzęta przy śmietnikach i obejściach. W naszym kraju byłbym z tym bardzo ostrożny. Jeżeli jest sytuacja z tymi dzikami niepokojąca, denerwująca dla mieszkańców, to ona skończy się w zimie. Zwierzęta wrócą do lasu. Idzie zima i zwierzęta instynktownie czują, że muszą zgromadzić większą ilość tkanki tłuszczowej na zimę, aby ją przetrwać. Dlatego zwierzyna jesienią tak intensywnie żeruje. To jest problem jesienią i mam nadzieję, że za chwile ustanie. Wiosną również, jak zima się kończy – zwierzyna, która straciła przez zimę tkankę tłuszczową i masę ciała musi ją uzupełnić i również rusza na żer.

Władysław Wala:
Proszę powiedzieć co się dzieje z mięsem ustrzelonego dzika? Jak jest ono zagospodarowane?

Wojciech Dobija:
Jeżeli się nagle okaże, że my tych dzików ustrzelimy na przykład dwa razy tyle ile było, to jak mówią prawa rynku, przy dużej podaży spada cena. Dzisiaj mięso z dzika w skórze wypatroszone jest po trzy złote za kilogram. Mięso ze zwierzęcia musi być badane przez lekarza weterynarii. Z pięćdziesięciokilogramowej dzikiej świni po zdjęciu skóry, racic, wnętrzności i głowy otrzymuje się 25 kilogramów mięsa z tuszy z kością, a cena z trzech złotych wzrośnie do siedmiu złotych za kilogram. Jak tą chudą tuszkę wykroi się z kości, to mięso się robi nie tak jak wieprzowina po 12 złotych, a po szesnaście złotych za kilogram. Jak zrobimy z tego mięsa kiełbasę to wyjdzie ona od trzydziestu do czterdziestu złotych za kilogram kiełbasy.

Jan Pawełek:
Kontynuując, przychód koła uzyskany ze sprzedaży trzydziestu sztuk dzików, przy średniej wadze 30 kilogramów wynosi 2700 złotych. Zatem, biorąc pod uwagę tegoroczne wypłacone przez nas odszkodowania, mamy znaczy deficyt w budżecie koła.

Wojciech Dobija
Właścicielem dzików jest koło łowieckie. Mięso z dzika może kupić myśliwy, który go ustrzelił w cenie rynkowej. Można zawieźć do punktu skupu, który specjalizuje się w kupowaniu dzikich zwierząt, według ceny którą on ustalił. Kupione zwierzęta idą natychmiast do chłodni, z chłodni przewożone są do zakładu, który skóruje zwierzę i rozbiera go na elementy lub klasyfikuje na drobne mięso. U nas jest kilka firm, które się specjalizują w robieniu takiego mięsa. Największym zakładem jest zakład PKM (Polski Koncern Mięsny) Duda z Grąbkowa. Na dzień dzisiejszy cena mięsa jest zaporowa. Dlatego ceny wyrobów z mięsa dzika są wysokie i nie znajdują nabywców. Dotychczas jeszcze nie powstały sklepy specjalistyczne, które sprzedawałyby mięso i wędliny ze zwierząt dzikich. Małym problemem jest fakt, iż trudno jest zbyć skórę z dzika i pozostałych niejadalnych części. Zakłady utylizacyjne oczywiście kupują, ale trzeba za odpady zapłacić i to dodatkowo podraża cenę mięsa i wyrobów.
Reasumując problem dużej populacji dzików wysuwam następujące wnioski. Po pierwsze: myśliwi są zaniepokojeni ogromną ilością dzików. Z naszej strony robimy wszystko, aby ilość tych dzików zredukować. Po drugie: muszę powiedzieć, że nie jesteśmy w stanie i nie mamy nawet takiego prawa, aby chronić każde obejście. Każdy musi chronić swoje obejście jak najlepiej potrafi. Zachęcamy do budowy przy obejściach mocnych parkanów. Po trzecie: należy pamiętać, iż nie wolno strzelać wszędzie. My prowadzimy gospodarkę łowiecką na podstawie przepisów i na każdą sztukę strzeloną musi być zezwolenie, bo w przeciwnym razie to jest kłusownictwo. W związku z tym strzelamy, będziemy strzelać, występujemy co jakiś czas o zezwolenie na zwiększenie ilości ustrzelonych dzików. Oczekujemy również, że państwo, czy minister ochrony środowiska zechce się pochylić nad tym problemem i spróbować łącznie z myśliwymi, czy z Polskim Związkiem Łowieckim i z różnymi instytucjami, które są do tego powołane, żeby zastanowić się co z tym problemem zrobić, bo jak na razie sytuacja jest niepokojąca. Ten niepokój rozumiemy, ale sami ze społecznością samorządową tym problemom nie poradzimy.

Władysław Wala:
W Polsce nie ma zawodowych myśliwych i działacie na podstawie obowiązującego prawa, ale robicie to profesjonalnie. Proszę powiedzieć ile liczy myśliwych Wasze koło?

Jan Pawełek:
Nasze koło liczy 34 myśliwych i obejmuje tereny Szczyrku, Buczkowic, Wilkowic, Bielska do Cygańskiego Lasu. Dzierżawimy ok.6 000 hektarów lasów i pól. Gmina Wilkowice, na kierunku Straconka, Magurka i Górne Wilkowice, objęta jest działalnością koła „Sokół”.

Dziękuję za rozmowę, rozmawiał z panem Wojciechem Dobiją, prezesem zarządu koła Klimczok Buczkowice i panem Janem Pawełkiem, członkiem zarządu koła Klimczok Buczkowice.

Władysław Wala


Udana impreza w Huciskach

Opublikowano 20 września 2014, sobota o 18:21.

W dniu 13 września w „starej szkole” w Huciskach odbyła się uroczystość pożegnania lata 2014 roku. Bardzo udana impreza. Było dla każdego coś przyjemnego. Dla miłośników wycieczek górskich urządzono rajd  trasą od „Wilczyska” przy ulicy Harcerskiej do schroniska na Magurce, gdzie sprawdzono obecność i drużyny przeszły czarnym szlakiem pod Skałę Czarownic. Tu sympatyczny czarownik Józek Kruczek wygłosił płomienną mowę, przypominając historię tego miejsca. /patrz też: wrotabeskidow.pl/.  W tym czasie pomocnik czarownika Irek Bojdys rozpalił ognisko, na którym strudzeni wędrowcy upiekli kiełbaski. Rozległy się śpiewy i w wesołej atmosferze nastąpiło przejście do centrum, czyli odnowionej „starej szkoły”. Uczestników było około osiemnastu i myślimy, że będzie to początek grupy turystycznej Stowarzyszenia Kulturalnego „Wrót Beskidów” pod kierownictwem Mateusza Romaniaka. Najmłodszą uczestniczką rajdu była Maja Wandzel,  pięcioletnia dziewczynka, która całą trasę z „Wilczyska” na Magurkę i do „starej szkoły” przeszła na nogach. Brawo! Zuch dziewczyna. Z kolei najmłodszym uczestnikiem rajdu był Mateusz Romaniak junior. Chłopczyk ma niecałe dwa lata, ale trzymał się dzielnie i bez kapryszenia na plecach taty. Również brawo!!!  W „starej szkole” na uczestników imprezy, zarówno dorosłych, jak i dzieci czekały niesamowite atrakcje. Nadleciał samolot ze spadochroniarzami, którzy skakali do celu z wysokości ponad tysiąca metrów. Cel zaznaczony był białym krzyżem. Lotnicy wylądowali szczęśliwie i widowiskowo przy wielkim aplauzie dzieci i dorosłych. Skoczkowie przenieśli swoje spadochrony na scenę „starej szkoły”, a prowadzący wyjaśnił zasady bezpieczeństwa oraz zaprezentowano, jak składa się spadochron. Z wielkiej czaszy spadochronu spadochroniarze złożyli paczuszkę, którą włożyli do plecaka i byli gotowi do dalszych skoków. Pokazali również spadochron zapasowy oraz opowiedzieli kilka ciekawostek związanych ze skokami. Dalszą atrakcją dla młodzieży i dzieci była przejażdżka łagodnymi końmi pana Piotra Kani. Atrakcje konne dla dzieci trwały do samego wieczora i cieszyły się wielkim powodzeniem. Zauważyliśmy, że nawet dorosłe panie dosiadały tych rączych rumaków. Po spadochroniarzach „ sala” zamarła i zelektryzowała dzieci oraz młodzież, gdyż między nimi nieoczekiwanie pojawił się profesjonalny klaun z czerwonym nosem. Zabawiał dzieci  fantastycznie, zadawał zagadki, mówił dowcipne wierszyki i dzieci rozegrały szereg konkurencji sportowych z nagrodami. Na koniec zaproponował interesujące zabawy z dmuchanymi balonami. Było przeciąganie liny, skoki przez przeszkody – jednym słowem dzieciaki bawiły się super fajnie. Dzieci stwierdziły ,iż klaun zapewnił im fantastyczną zabawę.

W środku budynku szkoły obył się konkurs Dart /rzutki do tarczy/. Zwyciężył kol. Jan Maliczak, 2 Piotr Waliczek, 3 Dariusz Wandzel.

Po występie klauna sceną zawładnęła pani dr Agnieszka Rusin ze swoim zespołem pieśni i tańca „Ziemia Beskidzka”. Pani Agnieszka niedawno napisała i obroniła pracę doktorską, za co wójt gminy pan Mieczysław Rączka wręczył jej bardzo ładną wiązankę kwiatów, a prezes Stowarzyszenia „Wrota Beskidów” pan Władysław Wala wręczył jej „sowę”, symbol mądrości – wykonany przez artystę sztuki orygami panią Justynę Loranc. Pani Agnieszka jest jedną z najmłodszych osób, które napisały i obroniły pracę doktorską z zakresu ochrony środowiska. Zespól „Ziemia Beskidzka” ubrany był w kolorowe meszniańskie stroje. Wykonali je własnoręcznie członkowie zespołu, bądź ich rodzice. Widać, że zespół z Mesznej solidnie trenuje, a  ich układy taneczne są coraz lepsze i profesjonalne.  Indywidualne popisy chłopaków są wprost porywające i widowiskowe . Dobrze, skocznie i rytmicznie gra ich kapela. Występ kapeli się podobał,  wspomogła ją Oliwia Świerczek, super zapowiadająca się dziewczynka, którą muzycznie kształtuje pan Łukasz Golec. Jest to wielki talent muzyczny. Dała pokaz dobrej gry na skrzypcach. Spodobała się wszystkim uczestnikom. Po tych artystach na scenie wystąpił pan Janusz Mazur , uczestnik „Drogi do gwiazd” prowadzonej przez Zbigniewa Wodeckiego. Był to wspaniały koncert, pan Mazur ma opracowane dwa i pół tysiąca utworów muzycznych. Doskonale śpiewa i świetnie bawił uczestników zabawy. Tańczący, rozgrzewani przez Janusza Mazura bawili się wspaniale. Na „parkiecie” pojawiło się szereg utalentowanych tancerzy i tancerek, tak się rozbawili, że trudno było zakończyć zabawę. Niestety musiała się ona jednak skończyć o godzinie 22:00 (trochę przedłużono, za co przepraszamy).  Ale myślę, ze śpiew Janusza to zrekompensował. Na „parkiecie” co chwilę wznoszono entuzjastyczne okrzyki: „Tak się bawią, tak się bawią Huciska!”. Jakież było zdziwienie wznoszących okrzyki, kiedy do pana Józefa podeszła grupa tańczących z protestami – przecież oni są z Łodygowic, a też się bawią. Musiał więc zmienić tekst na: „Tak się bawią, tak się bawią i Łodygowice”. Napoje i konsumpcję serwowała „grupa Darka Wandzla” . Uczestnicy całej imprezy zachowywali się kulturalnie i inteligentnie, za co im serdecznie dziękujemy. Dziękujemy również członkom Stowarzyszenia „Wrota Beskidów”, szczególnie Markowi Maślance i Mateuszowi Romaniakowi, którzy tak mile i ochoczo obsługiwali imprezę. Dziękujemy również Pani Paulinie Rączka za pomoc finansową , Janowi Kowalskiemu  „Spółdzielnia  Bystrzanka” oraz Stanisławowi Piecuchowi za pomoc w organizacji imprezy.

Było to piękne pożegnanie lata. Na koniec zaśpiewano piosenkę „Żegnaj lato na rok” i wszyscy wesoło stwierdzili, iż taka impreza powinna odbyć się w przyszłym roku, a może i cyklicznie. Wyraźnie widać, że temu rejonowi  brakowało takiej imprezy. Oni umieją się bawić, dlatego Wrota Beskidów ich popierają. Postaramy się,  aby żegnać lato i w roku 2015 jeszcze okazalej.

Władysław Wala