Zapraszamy na turniej dla Szymona Olka

Opublikowano 20 marca 2017, poniedziałek o 17:19.

Jak co roku już od trzech lat w kwietniu organizujemy halowy turniej piłki nożnej na rzecz Szymona Olka. W tym roku będzie on 22.04.2017 od godziny 9:00. Patronat nad turniejem objął marszałek województwa śląskiego i on też ufundował okazałe puchary. Patronat zobowiązuje prasę, radio, a szczególnie telewizję do przeprowadzenia reportaży z turnieju, co między innymi uatrakcyjni imprezę. Honorowym członkiem turnieju został mistrz olimpijski w boksie pan Marian Kasprzyk. Będzie wielu innych atrakcyjnych sportowców, z którymi będzie można porozmawiać i zadawać pytania. Przygotowane zostaną ciepłe posiłki. Myślimy, że i w tym roku rywalizacja potoczy się po koleżeńsku, czego życzymy uczestnikom. Turniej będzie międzynarodowy. Uczestniczyć będzie drużyna słowacka SNS Dolny Kubin. Sędziować będą najlepsi sędziowie OZPN-u. Zapraszamy drużyny do rywalizacji, a kibiców do kibicowania, a wszystkich prosimy o wzięcie udziału w licytacji. Wszystkie fundusze zebrane podczas turnieju zostaną przekazane na fundację „Słoneczko” na konto Szymona Olka do dyspozycji jego opiekunki.

Przypominamy: Szymon Olek jest młodym skoczkiem, który uległ tragicznemu wypadkowi w Zakopanem w 2014 roku na turnieju LOTOS Cup. Doznał wtedy bardzo dużego uszczerbku na zdrowiu. Uraz głowy i kręgosłupa, wylew krwi do mózgu spowodował, iż mógł się poruszać tylko i wyłącznie na wózku inwalidzkim. W roku 2015 zorganizowaliśmy pierwszy turniej na rzecz Szymona. Zebraliśmy dzięki hojności kibiców i zawodników uczestniczących w imprezie ponad 8100 złotych. Kwotę tę przekazaliśmy opiekunce Szymona, która z tych pieniędzy zakupiła ortezę na lewą, niewładną rękę. Zapłaciliśmy również za drugą serię drogich zastrzyków. Spowodowaliśmy, iż Szymon otrzymał bezpłatnie miesiąc rehabilitacji w Fundacji Sadyba. Pamiętamy jeszcze z turnieju widok kiedy to, po burzliwych oklaskach uczestniczących w imprezie osób, Szymon niesiony tymi burzliwymi oklaskami wstał z wózka i zrobił samodzielnie kilka kroków, aby podziękować widzom. Była to scena wzruszająca. Niektórzy mieli łzy w oczach. Dzisiaj sytuacja jest trochę inna. Szymon po zastrzykach i rehabilitacji porusza się samodzielnie. Jego marzeniem jest doprowadzenie do tego, aby znowu mógł biegać. Fizjoterapeuta skoczków kadry Łukasz Gębala twierdzi, iż jest to możliwe, iż za kilka lat rehabilitacji będzie biegał, tylko nie wolno przerwać leczenia i rehabilitacji. Szymon raz w tygodniu jeździ do Bystrej na rowerze i gra w tenisa. W związku z tym zbieramy na rehabilitację i cztery zastrzyki botulinowe na rękę. Cztery ampułki zastrzyków kosztują 3500 złotych, a rehabilitacja 5000 miesięcznie. Zapisy drużyn będą przyjmowane do 02.04.2017 pod telefonem 601866966 u prezesa Władysława Wali lub u pana Marka Kubicy na hali GOSiR tel. 600830288 lub w sekretariacie GOSiR 4883003. Wpisowe do turnieju wynosi 100 złotych, które zostanie od razu przekazane na konto Szymona Olka oraz 50 złotych na posiłki, sale i napoje.

Zapraszamy wszystkich ludzi dobrej woli, którym na sercu leży krzywda jakiej doznał Szymon. Prosimy w jego imieniu przybądźcie na turniej i weźcie udział w licytacji. Dołóżcie cegiełkę do jego zdrowia. Prosimy również o masę oklasków, gdyż to mu pomaga i z tego jest dumny. To nic, że łzy cisną mu się na oczy, bo przecież ten turniej jest dla niego.

Skrócony regulamin turnieju

  1. Zawody rozegrane zostaną na boisku do halowej piłki nożnej
  2. Liczebność ekip – 9 zawodników i trener
  3. Na boisku występuje – 4 zawodników w polu + bramkarz.
  4. Czas gry 1×10 minut (bez zmiany stron, bez zatrzymywania zegara).
  5. Rozgrzewka dla każdej z drużyn – 2 minut przed meczem.
  6. W trakcie meczu dowolna ilość zmian – system hokejowy.
  7. Z autu do gry piłka wprowadzana jest nogą z linii autowej.
  8. Wszystkie rzuty wolne są rzutami pośrednimi z wyjątkiem rzutu karnego.
  9. Bramkarz wprowadza piłkę do gry na swojej połowie boiska.
  10. W pozostałych przypadkach obowiązują przepisy gry w piłkę nożną PZPN.
  11. Drużyny rozgrywają mecze pomiędzy sobą według terminarza gier.
  12. O ostatecznej kolejności zajętych miejsc w turnieju decyduje:
    1. Ilość zdobytych punktów (zwycięstwo – 3 pkt., remis – 1 pkt., porażka – 0 pkt.)
    2. Bezpośredni pojedynek.
    3. Korzystniejszy bilans bramkowy.
    4. Większa ilość strzelonych bramek.
  13. Uczestnicy turnieju ubezpieczają się od następstw nieszczęśliwych wypadków we własnym zakresie.

Organizatorzy turnieju
Dawid Loranc i Władysław Wala


Muzyk, artysta, producent, kompozytor

Opublikowano 20 marca 2017, poniedziałek o 16:34.

Wystarczy wpisać w wyszukiwarce internetowej hasło Sebastian Niedziela, a ukaże się duży zapis w Wikipedii o tym bardzo ciekawym człowieku:

„Sebastian Niedziela (ur. 4 marca 1975) – polski kompozytor.

Ukończył studia kompozycji z wyróżnieniem na Akademii Muzycznej w Katowicach, w klasie prof. Józefa Świdra.

Jego nazwisko po raz pierwszy pojawiło się w mediach (na pierwszej stronie „Rzeczpospolitej” i „Dziennika Polskiego”) w związku z przyznaniem mu w 1998 za poemat symfoniczny „Sur l’Esperance” Nagrody Zgromadzenia Regionów Europejskich w Konkursie Młodych Kompozytorów zorganizowanym w Strasburgu. W ponad dwudziestoosobowym jury konkursu znaleźli się znani kompozytorzy reprezentujący europejskie kraje, m.in. Sofia Gubaidulina i Mauricio Kagel.

Prowadzone były rozmowy z gitarzystami takimi jak Steve Vai, Yngwie Malmsteen i John Petrucci na temat prapremiery nagrodzonego utworu, który w swojej oryginalnej wersji jest koncertem na gitarę elektryczną i orkiestrę symfoniczną. Utwór na razie jednak nie został w tej wersji wykonany.

Z bliżej nieznanych przyczyn Sebastian Niedziela, jako jedyny z laureatów, otrzymał przyznaną mu nagrodę dopiero w 2000, po oficjalnej interwencji senator Grażyny Staniszewskiej i przedstawicieli Zgromadzenia Regionów Europejskich.

Zaproszony do współpracy przez dyrektora Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, Henryka Talara, pracował z takimi reżyserami jak Teresa Kotlarczyk czy Grzegorz Królikiewicz. Za muzykę do zakupionego przez TVP spektaklu Grzegorza Królikiewicza „Anhelli wg Słowackiego” został (wraz ze współautorem muzyki Januszem Kohutem) nominowany do Złotej Maski.

Dwukrotnie nagradzany stypendium artystycznym Prezydenta Miasta Bielska-Białej. Został również uhonorowany specjalną nagrodą przez rodzinną gminę Wilkowice.

Jako kompozytor, aranżer i inżynier dźwięku współpracował m.in. z finalistami Idola: Alicja Janosz, Patrycja Wódz i Mike Zawitkowski.

Współpracował przy wydaniu książki pt. „Kolędy i tradycje bożonarodzeniowe” Wydawnictwo Debit (w katalogach wymieniany jest często jako współautor).

Dla bostońskiego wydawnictwa Yang Martial Arts Association, specjalizującego się w książkach i filmach dotyczących gongfu i qigong, przetłumaczył siedem płyt DVD, m.in. „Baguazhang z Emei” mistrza Liang Shou-Yu. Jest to pierwsza publikacja instruktażowa na temat stylu Baguazhang wydana po polsku.”

Zaciekawieni pasją muzyczną tego człowieka oraz faktem, że mieszka on w Wilkowicach przy ulicy Żywieckiej postanowiliśmy przeprowadzić z nim rozmowę. Niesiony chęcią poznania tak ciekawego i interesującego człowieka zadzwoniłem do niego. W słuchawce odezwał się miły i serdeczny głos: „Tak. Mogę się z panem spotkać i porozmawiać.” Umówiliśmy się w jego domu i szybko się zjawiłem.

Na początku zadałem pytanie: „Proszę nam opowiedzieć coś o sobie, aby czytelnicy Głosu Gminy Wilkowice poznali Pana, Pana sukcesy, klasę muzyczną i ewentualne problemy.”

Sebastian Niedziela: Pochodzę z rodziny o bardzo mocnych tradycjach muzycznych zarówno od strony ojca jak i od strony matki. Dziadek Konrad Świerczek komponował i był nauczycielem muzyki, po wojnie wydał pierwszy śpiewnik w j. polskim. Mieszkał w Mikuszowicach. Mama, Maria Świerczek-Niedziela, poszła w jego ślady i przez całe życie uczyła w Bielsku w szkole muzycznej. Była tam bardzo szanowaną osobą i autorytetem muzycznym. Ojciec, Franciszek Niedziela, był znanym w Polsce nauczycielem gry na klarnecie. Miał tak wielką renomę, że jeżeli jakiś uczeń startował na uczelnię i dowiadywano się, że liceum ukończył w klasie Franciszka Niedzieli, to albo była taka reakcja, że go w ogóle nie chcieli przyjąć (bo zbytnio zawyży poziom), albo wszyscy od razu wiedzieli, że egzamin wstępny będzie tylko formalnością (bo uczeń jest tak dobrze przygotowany). Tata również grał w orkiestrze – jeśli dobrze pamiętam: WOSPR. Dzięki temu w tamtych czasach, gdy tak trudno było wyjechać z kraju, on jako muzyk orkiestrowy jeździł po całym świecie. Większość tych podróży odbył, zanim się urodziłem. Z pewnością podróże w dużym stopniu wpłynęły na to, kim był. Z wczesnych wspomnień pamiętam też tatę pochylonego nad odbiornikiem radiowym i słuchającego wiadomości “Wolnej Europy”. Czasem przy okazji szukania tego zagłuszanego przez władze programu, nagle, wśród trzasków odbiornika, odzywała się przepiękna egzotyczna muzyka. Słuchałem jak zaczarowany, a rodzice mówili mi, że to “stacja z Iranu”.

Władysław Wala: A Pan co studiował? Jaki instrument?

Sebastian Niedziela: Na początku uczyłem się od mamy fortepianu. Jeszcze nawet przed szkołą, bo rodzice od najmłodszych lat dbali o to, aby w domu wykształcić muzyka. Nie zawsze wychodziło to łatwo. Wiadomo jakie są dzieci. Czasem nie chcą się pilnie uczyć, a przecież muzyka to nie tylko zabawa, wymaga ciągłych ćwiczeń. Myślę też, że rodzicom, szczególnie mamie, jest trudno uczyć własne dziecko, nawet jeśli jest doświadczonym nauczycielem. Łatwo stracić dystans, cudze dziecko uczy się łatwiej. Tak czy inaczej, dzięki rodzicom miałem mnóstwo kontaktu z muzyką od najmłodszych lat. Już jako mały brzdąc byłem zabierany na lekcje do szkoły, na występy i koncerty. Z tych najmłodszych lat wciąż świetnie pamiętam pełne ognia wykonanie “Krzesanego” Kilara w dawnej bielskiej sali Pod Orłem. W domu rodzice uczyli mnie piosenek. Sadzali przy fortepianie i “komponowałem” jakieś pierwsze własne utwory ze słuchu. Żebym w ogóle dosięgnął klawiatury, na krześle kładli drewniane pudełko i dopiero na nim mnie sadzali… Przez całą podstawową i średnią szkołę muzyczną uczyłem się gry na fortepianie, wpierw u mamy, następnie w klasie pani prof. Marii Kubicy-Skarbowskiej, wykładowcy UŚ, nauczycielki o niezwykle silnej, wyrazistej osobowości, która wykształciła wielu muzyków znanych nie tylko w Polsce. Fortepian był moim głównym przedmiotem, czyli jak to się określa fachowo, byłem “w klasie fortepianu”. Ojciec natomiast w szkole uczył mnie na klarnecie. Gdy tata zmarł, nie kontynuowałem już nauki na tym instrumencie. Głównym instrumentem jest i pozostał fortepian. Za to pod koniec szkoły nauczyłem się grać na gitarze – sam. Nigdy nie brałem formalnych lekcji. W rodzinie były pewne niespełnione marzenia związane ze skrzypcami. Dziadek potrafił dobrze grać na skrzypcach, natomiast głównie uczył na fortepianie. Ojciec chciał grać na skrzypcach, lecz w końcu zdecydował się na klarnet. Matka chrzestna jest nauczycielką skrzypiec i gdy poszedłem do szkoły muzycznej, zaproponowała ten instrument, jednak rodzice wybrali dla mnie fortepian. Ten skrzypek, którym mogłem zostać, a nie zostałem, gdzieś tam głęboko we mnie siedział. I kiedy wziąłem gitarę do ręki, szczególnie elektryczną, jej jakość dźwięku, sposób jego wydobywania, charakter gitary elektrycznej, od razu przemówiły do mnie i pewnie te marzenia się obudziły. Poza tym od najmłodszych lat słuchałem muzyki rockowej, a nawet jeszcze cięższych odmian rocka, to były moje pierwsze płyty z samodzielnie wybraną muzyką. Później zacząłem słuchać muzyki pop, oczywiście Michaela Jacksona i Madonny, muzyki filmowej Morricone, Goldsmitha, Contiego, Badalamentiego, elektroniki Björk… przeróżnej muzyki. Ale, wstyd się przyznać, mimo że chodziłem do szkoły muzycznej, długo unikałem muzyki poważnej, szczególnie tzw. “współczesnej”, choć i do niej w końcu dorosłem. Jednak od razu urzekła mnie gitara, szczególnie gitara solowa, jej ekspresyjne, śpiewne i mocne brzmienie, to, że ten sam instrument tak różnie brzmi w zależności od tego, kto trzyma go w rękach…

Władysław Wala: To na pewno lubi Pan utwór Santany „Europa”?

Sebastian Niedziela: Tak! „Europę” uwielbiam. Jest to jeden z utworów, które sprawiły, że zacząłem marzyć o grze na gitarze. Drugim takim utworem jest hymn USA wykonany przez Jimiego Hendrixa w Woodstock. W czasach szkolnych słuchałem  popularnych piosenek rockowych ale i ambitniejszej instrumentalnej muzyki gitarowej. Następnie kolega, który porzucił szkołę muzyczną, pod koniec liceum wciągnął mnie w granie i marzenie zaczęło się spełniać. Gdy usłyszałem, jak gra mój kolega, zaskoczyło mnie, że ten instrument jest – przynajmniej z pozoru – tak łatwy. Nie trzeba chodzić do szkoły, nie potrzeba nut. Wystarczy zapał i dobry słuch, a można być świetnym gitarzystą. Później „im głębiej w las” okazało się, że nie jest to wcale takie proste i do tej pory uczę się, wciąż odkrywając nowe tajemnice gitary. W liceum miałem wspaniałego nauczyciela, pozwolę go sobie wspomnieć, pana Kazimierza Dudę, który uczył mnie improwizacji na dodatkowych, specjalnie przydzielonych lekcjach. I były to lekcje niesamowicie cenne.  Nauczyłem się wtedy aranżować, pisać partytury, improwizować na fortepianie i używać syntezatorów (tu bezinteresowną pomoc zaofiarował dawny uczeń p. profesora, znakomity bielski kompozytor, skrzypek i klawiszowiec, Krzysztof Maciejowski), nauczyłem się o muzyce wielu cennych rzeczy, zachowujących wartość niezależnie od wybranego instrumentu czy gatunku muzycznego. Prócz tego profesor próbował mnie zarazić miłością do jazzu, którym się pasjonował i w którym się specjalizował. Nie chciałem tak komponować, mimo że wielu moich szkolnych kolegów słuchało i świetnie grało jazz. Ten styl wydawał mi się zbyt intelektualny. Jednak mój nauczyciel był otwartym i elastycznym człowiekiem, potrafił tak dopasować styl uczenia, że przekazał mi ogromną ilość wiedzy – w tym również na temat jazzu – do niczego nie zmuszając, niczego nie narzucając. Do dziś jestem mu za to wdzięczny.

Rozmowę przeprowadził Władysław Wala. Druga część rozmowy ukaże się wkrótce.